Że żyjemy w "cywilizacji kupna i sprzedaży", jak mawia Miłosz, wiadomo nie od dziś, ale przed świętami stadnie staramy się to udowodnić. Ja bojkotuję całe to szaleństwo. Prezenty zaczęłam kupować w październiku i to było zdecydowanie genialne posunięcie. Nie mam co prawda nic dla Mamy jeszcze, ale dla niej prezenty kupię zdala od galerii i hipermarketów. A co! Inni też muszą zarobić...
Obżatra jestem, a do właściwego obżarstwa jeszcze kupa czasu, ale moja Mama jest na legalnych wagarach, więc jem obiady z pięciu dań z deserem, królewskie śniadanka i inne takie paczki świąteczne, które do mnie przyszły z pssst /cenzura/ światowego lidera branży FMCG.
Żyję na huśtawce. Euforyczny nastrój przeplata się z niewiarygodną chujnią. Oj brzydkie słowo chyba... Nieważne. W poniedziałek pasmo małych sukcesów zakończyłam chwilowym dołem, który sama sobie wkręciłam, jak się we wtorek okazało. Wtorek - jak to przed egzaminem, bezproduktywnie zajmowałam się sprawami o nieokreślonym piorytecie, byle tylko nie zajrzeć do dulalnej metody simpleks z nieograniczoną funkcją celu, lub podziału i cięć w programowaniu całkowitoliczbowym.
Nie dajcie sie zwieść. To się wszystko tylko tak dumnie nazywa, ale jest łatwiejsze niż cokolwiek innego na tych studiach. Tylko czemu nie mogę tego pisać z książką? Znowu egzamin, na którym wygrają mniej leniwi i z lepsza pamięcią, a nie Ci co naprawdę wiedzą, co się na zajęciach dzieje. Nawet opisu na gadu walnąć adekwatnego nie mogę, bo koleś ma mój numer.
Klemens mnie coraz bardziej nakręca do napisania czegoś wiekszego o moim dzieciństwie. "Nermal story - komedia w kilku aktach. Wszystkie wydarzenia przypadkowe, ale podobieństwo do osób i miejsc całkowicie zamierzone".
Dopisane 1:45 a.m. (w środę niestety już)
Za 9 godzin egzamin, a ja nie mogę przestać myśleć o jednym. Parę dni temu wykrystalizowało mi się jedno marzenie, a właściwie dopiero narodziło. Może siedziało we mnie od zawsze, tylko było z półki lotu w kosmos, a teraz uświadomiłam sobie, że to raczej półka tych marzeń, które jak zapiszemy i nadamy im deadline'y stanie się celem, a nie nierealną mrzonką. Nie będę się wdawać w szczegóły na razie, ale coś czuję, że po Nowym Roku wszystko zostanie podporządkowane jednemu. Hof napisała, że w marzeniach najważniejsze jest to, żeby je mieć. To bardzo mądra dziewczyna. Nieważne, czy je spełnię, ale sam fakt podążania w jego kierunku sprawia, że oczy mi się świecą, a podekscytowanie dramatycznie rośnie. O ja!!!