Jakby ktoś mnie zapytał, czego bym chciała od życia, to bym powiedziała, że świętego spokoju. Prawda. Teraz mam wszystko oprócz świętego spokoju i jest mi z tym całym młynkiem tak dobrze. Też prawda. Czy to oznacza, że sama nie wiem czego chcę??
W sumie by mnie zdziwiło gdyby tak było. W każdym razie zabrakło w tym tygodniu czasu na sen, na zebranie myśli, na odpoczynek, na książkę. A parę tytułów zerka na mnie z półki... to te z serii Do_przeczytania_w_wolnej_chwili, mam nadzieje, że to nie oznacza odłożenia na wieczne nigdy.
Ale po kolei.
Nd.: Powrót Rodziców i jak można się było tego spodziewać sielska atmosfera. Lodówka pełna piwa i serów, a zawsze myślałam że sery to się z Francji przywozi. Wcześniej pogaduchy u Mony w krainie wiecznej zimy, dzieki czemu pan K. został pokazany szerszemu gronu, bo włączyła mu się lampka Troskliwe Misie i oszczędził mi powrotu do domu MPK.
Pon.: rachunek zysków i strat, ustalanie wyniku finansowego. Uczyłam się do egzaminu. Z radością. Niebywałe...
Wt.: j.w. przy czym K., jako Wujek Dobra Rada postanowił rozszerzyc moje horyzonty i rozwikłał zawiłe dotąd kwestie zmiany stanu produków i rozliczenia międzyokresowego kosztów. A że był po egzaminie, moi Rodzice obejrzeli go sobie w garniaku. Nocą zlot czarownic, czyli moją wiedzę przelewałam na 3 pozostałe laski. Nie wiem ile one się ode mnie dowiedziały w kwestiach czysto naukowych, ale ja wyśmiałam się za wszytkie czasy. No i Karola ma taaaaaaaaaką wannę.
Śr.: rzeczony egzamin. Wyszłam zadowolona. Browar na czczo nie pomógł zapewne moim nie do końca zidentyfikowanym kłopotom z żołądkiem, wrzodami czy to z czym ja mam kłopoty. W międzyczasie odcięłam sobie kawałek palca i spac poszłam, bo kiedyś wkońcu trzeba było. "Upiór w operze" o 21 to byl dobry plan bo kino było prawie nasze i mogliśmy bez krępacji komentować na bieżąco nie wychodząc przy tym na buraków. Studencka sroda w "Biblio" trwała do w pół do trzeciej, aż barman zasugerował, że pora zmienić lokal. Tiaaa. Nie wiem, jak przebiegał nasz schemat myślowy, ale wylądowaliśmy w Cytrynie na seansie na życzenie ze śniadaniem. Wiem za to kto film wybierał i wiem juz także że kino skandynawskie jest fajne o czwartej, ale nie rano!!! Przespaliśmy się wygodnie, bo dialogów za dużo nie było, nie wspominając juz o jakiejkolwiek akcji i załamała się czaso-przestrzeń... Wpadłam do domu na godzinę i na łyżwy pojechaliśmy. Jakby się dokładniej przyjrzeć to można by powiedzieć, że studiujemy fimoznastwo i AWF. No całkiem przyjemne studia...
Czw.: jakiś bezpłciowy był
Pt.: Nieoczekiwanie szybko pojawiły się wyniki z rachunkowości. CZTERY. Słownie DOBRY. Pojawiło się uczucie nieznane mi dotąd na studiach: satysfakcja. Nigdy nie przywiązywałam wagi do tego, co jest w indeksie pod warunkiem, że przybliżało to moje triumfalne wkroczenie do pani z dziekanatu i zdobycie kolejnego stempla w legitymacji. A że sesja nie sjesta i pić trzeba wieczorem oblewałam swój sukces na socjoparty. Browar się lał strumieniami, ale głównie dosłownie, bo zostałam oblana z przodu, z tyłu i w ogóle. Nie wiem, co się działo potem, bo ulotniłam się przy pierwszej zmianie lokalu. A że kumpla spotkałam to plan pójscia wczesnie spać po raz kolejny nie wypalił.
Sob.: pomijając kosza i wojnę domową uwieńczoną moim ostentacyjnym wyjściem z domu z trzaśnieciem drzwiami (jeszcze nigdy do tego nie doszło, ale nawet nikt nie próbował mnie zatrzymywać) to sobota upływała pod znakiem kapci, tony ciasteczek holenderskich, hektolitrów herbaty i masła orzechowego, które mi uszami wychodziło... Słodkie chwile...
Nd.: rodzice pojechali na rodzinny obiad, który pod pretekstem nauki postanowiłam sobie odpuscić. Ale... nadeszła wielkopomna chwila. Idę na takzwaną randkę i nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, ze zamierzam iść w spódniczce. W środku zimy to nawet mało szokujace... ale JA i spodniczka. Latem to OK i tak latam przez 8 godzin dzień w dzień na wpół naga, to spódniczka to pikuś. Ale co... Niech świat zobaczy moje boskie nogi... I niech sie komus zrobi ciepło na mój widok. W środku zimy :D