Jutro o tej porze będziemy otwierać pierwszą flaszke spoglądając triumfalnie z naszych miejsc SIEDZĄCYCH na tych co zapomnieli o istnieniu dworca Żabieniec i wsiądą dopiero na Kaliskim, a bynajmniej taka nadzieją żyjemy. Ja osobiscie żyję nadzieją, że życie na krawędzi nie zakończy się z nogą na wyciągu albo innym urazem czaszki, bo przesiadam się na carvingi. Podobno jeżdżą same, więc powinno być OK, ale jak pamiętam zeszłoroczne zmagania "człowieka carvera", bo takie miano dostał brat Aśki, bo imienia nikt zapamietać nie potrafił, to mam pewne wątpliwości, że będzie szło łatwo. Moje po dywanie jeździć same nie chciały.
/Zakładam, że słowo "skomentuj" albo mi nie działa, albo jest zbyt małą czcionką, bo od paru notek nikt nie kwapił się nic napisać, a statystyki odwiedzeń mam w normie. Choć jak porównuję obecne notki z początkami, to rzeczywiście może się zdawać, że przynudzam, ale to tylko złudzenie./