Komentarze: 0
Już chyba raz to zauważyłam na blogu, że im więcej się dzieje tym mniej piszę. Nadrobie teraz, bo taka okazja do napisania może się długo nie powtórzyć.
Neverending story z panem ex w roli głównej miało kolejny, miejmy nadzieję ostatni odcinek. Zadzwonił w sobotę, przez co na kosza się spóźniłam. Wydawało mi się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy, ale raz jeszcze musiałam wysłuchać jego szlochów, próśb o przebaczenie (jakbym do tej pory tego nie zrobiła, mimo, że nie powinnam) i zwierzeń co to on i do kogo teraz czuje i jak jego życie nie ma sensu. Ano nie ma i dobrze, że go wreszcie olśniło. Mam nadzieję tylko, że nic sobie ani nikomu innemu nie zrobi, bo już wystarczająco namieszał ludziom w głowach i w życiu.
Pierwsza połowa tyogdnia to pierwsza pracowa delegacja. Wszystko nowe, oprócz twarzy. Znamy się z centrum oceny, z pociągu, z konferencji, z widzenia. Przystojniak z Krakowa chyba się nie dostał, albo dostał już projekt i nie mógł się wyrwać na szkolenie. Ale poznałam innych przystojniaków. Jeden będzie na ósmym piętrze pracował. Niby chce się stamtąd wyrwać, bo jak poznał to towarzycho esgiechowo-warszawskie, to aż mu sie słabo zrobiło. Całej reszcie zresztą też. A kompy nam dali takie, co się do nich kłódką przypinać mamy, że nawet jakby je chceli ukraść, to albo ze nami, a to już będzie porwanie, albo wyłamią zamek. Fajnie.
Wróciłam w środę, ale mało kontaktowałam. Chyba to wszystko jest bardziej męczące niż myślałam. Nie kumam jak ludzie mogą tracic koło 5 godzin z życiorysu i codziennie dojeżdżać. To 5 godzin mniej snu.
Czwratek rozmemłany. Narty mi przyszły, miałam wyruszyc na Bełchatów, bo akurat ekipa sie zebrała, ale po udanej środzie na stoku wszystko zaczęło spływać i zamknęli nam wyciąg. Ja to i bym z nartami na plecach weszła, byle by zjechać. A tak przed gadu w goglach posiedziałam. Odwiedziłam bibliotekę, pokłóciłam się z rodzicami, bo przecież moja praca to nie praca i nie mam prawa być zmęczona i przez pół dnia pozajmować się niczym. Bo oni to pracują, załatwiają, a ja co? A z zasadzie mi to lotto, bo wiem, że juz niedługo dzielimy wspólny dach i niewidzenie sie na codzień doskonale robi naszym stosunkom.
W piątek już rodzinna sielanka, zaczęła sie świąteczna jazda w kuchni. ja w roli babay co mak siała. Siała, siała i tak zasiała, że przy robieniu kutii doprawiłam makiem wszystko, co było w zasiegu. A że moja mama przygotowuje zawsze tyle samo wszystkiego jakby nas było 15 osób jak kiedyś, a nie 3 jak teraz, to jedzenie jest wszędzie, a teraz w nim mój mak. Zdolna jestem. A ciasteczka to mi chyba wyszły najlepsze w całej mojej karierze robienia ciasteczek. Oczywiscie Tata bohater zabił karpie, ale jak co roku nie parzył im w oczy. Na choince upadły anioł, bo mu skrzydełko się ukruszyło. Czubka nie ma, bo zginął.
Sielanka nie mogła oczywiście trwaC wiecznie, bo rodzice sie pokłócili na tle galarety z nóżek, jakby na świecie większych problemów nie było i Mama strzeliła lekkiego focha. Ale jutro o 19:00 wszystkim wszystko przejdzie.
Jak nie napiszę nic do poniedziałku to juz pewnie do 7 stycznia nie napiszę, bo prosto z nart jadę do Wawy. Komp domowy zostaje w domu, a z pracowego to albo sie nie da, bo nie wiem na ile blogi.pl spełniaja standary bezpeczeństwa, a poza tym nie chcę, żeby zaraz cały dział IT wiedział co czytam, piszę, z kim sypiam a z kim juz nie i co wczoraj było na kolację. A z chodzenia do publiczynych kawiarenek to juz chyba wyrosłam. Nawet gg mieć nie będę. I na co mi to było?
Acha. Jesli ktoś mi wysłał życzenia i nie odpowiedziałam, to znaczy, że uznałam je za kiepski spam a nie życzenia. A jeśli ktoś naprawde chce mi czegoś życzyć, to polecam papierową kartkę pocztową, albo cos choć w minimalnym stopniu spersonalizowanego. Już mam dosyć wiecznie tych samych linków do chórków mikołajowych, wirtualnych kartek, co nawet śmieszne nie są, linków wysyłanych do wszystkich z listy kontaktów gadu, nierymujacych się zeszłorocznych smsów, srajacych reniferów i innych śnieżynek. A jak już cos forwardujeie, to błagam wstawcie chociaż moje imię, żebym wiedziała, że chociaz podczas pisania tych 4 liter pomysleliście o mnie...
[Nic nie znaczące wtrącenie. Któreś z nich mnie czyta. Wiem po tym, że ktoś znalazł mojego bloga wpisując w google "nie ma mnie dla nikogo oprócz czarodziejki". Wyskakuje 465 wyników, ale tylko jeden trafny... mój. Albo wywalę statystyki, albo się wynoszę w świat wirtualny bardziej anonimowy. Archiwum nie wywalam, bo juz na pewno zostało przeczytane. Pozdrawiam zresztą jedno, albo i drugie. naPRWADĘ ;-)]