Komentarze: 1
Tak, owszem, wyjazd był maksymalnie aktywny, a mi na starość zachciało się tego czego małe dzieci potrafią nauczyć się w 2 godziny, czyli jazdy na dwóch deskach bez trzymanki. Wchodzenie pod górkę znudziło się szybko, więc podjęłam kluczową decyzję: wyciąg. Miły pan złapał dla mnie co trzeba, miedzy nogi wsadziłam sobie sama i co dalej? Dostałam instrukcję: "tylko stać i nic nie kombinować". O dziwo zadziałało, co mnie generalnie zdenerwowało, bo myślałam, że podejmuję się większego wyzwania. Lachamn nie uwierzył, że to może być takie proste i zdołał spaść z wyciągu za każdym podejściem i za każdym razem innym sposobem. Ja spadłam tylko raz, bo nie byłabym sobą gdybym nie wypróbowała swojej teorii, jak się okazało niesłusznej.
Powiedzenie, że jaki pierwszy dzień roku, taka i reszta sprawdza się. Nowy Rok, był aktywny, więc i wczoraj były łyżwy, a dziś basen. Jak tak dalej pójdzie, to będzie ze mnie niezła dupcia. Niech jeszcze tylko zejdą te wszystkie siniaki od przymusowego hamowania.
Jutro rano w perspektywie też jest basen, ale... mam inne plany. Bardziej kameralne, hehe.