Komentarze: 1
Powiedzmy sobie szczerze- od powrotu z Niechorza, moje życie to monotonna egzystencja (dobra, nie licząc 2 imprez w pierwsze 2 noce po przyjeździe, ale to było na wakacyjnym rozpędzie). Nie nacieszyłam sie w pełni pustym mieszkaniem, a już czekam aż przyjada starzy. Moja skóra osiagnęła apogeum wysuszenia, więc powinnam cieszyć się z deszczu, a ja już czekam słońca. Nie rozpakowałam się do końca, a juz chciałabym się zacząć pakować. To znaczy, żę zamiast żyć teraźniejszością, żyję przyszłością.
Tak, wyczekuję jakiejś radykalnej zmiany, kopa w dupę, zakrętu. To co mnie otacza, nie wzbudza we mnie entuzjazmu, choć inni mogliby o tym marzyć (Kazik "Hey, hey, hey... inni mają jeszcze gorzej"). Moją radość życia, niekończące się pokłady energii i zagrywki niczym u czteroletniego dziecka pokrył kurz. Ale spoko, jak na dziecko wychowane troche w górach, troche w najbardziej zakurzonej dzielnicy miasta przystało, mam chyba uczulenie na kurz, więc jak kichnę kurz odfrunie. Przecież tylko ode mnie zależy jak będę postrzegac własne życie, hęęę.
Aktualna lektura: Paulo Coelho "11 minut". To chyba wszystko tłumaczy...