Archiwum grudzień 2004


gru 28 2004 komfortowe jednodniowe (97)
Komentarze: 2

Nie miała baba problemu, to kupiła szkła kontaktowe... Nie to, żebym się chciała rozstać z moimi okularami, wszak one to ponad połowa mojego uroku. Po prostu opanowanie dwóch nart, dwóch kijków, śniegu wokół, spodni z nadajnikiem na wypadek lawiny (zorientowałam się, że moje spodnie to mają po kupieniu, nie to żebym histeryczką była) i innych pierdół do których nie zdążyłam przywyknąć, a na dodatek nie zgubienie i nie potłuczenie okularów może okazać się trudne.

Że bez spodni czy bez nart jeździć trudno, to pozbywam się chwilowo okularów na rzecz żelowatych cosiów, co nadal nie rozróżniam ich właściwej strony od tej niewłaściwej. Tylko bez komentarzy proszę, że można rozróżnic po literkach, albo że jak soczewka jest po złej stronie, to się wywija. Moja szkła są magiczne i ani literek nie mają, zła strona od dobrej różni się praktycznie niczym, a moja pani doktor powiedziała, że jak nauczę się to odróżniać, to mogę prawie jej miejsce zająć, bo nauczenie sie całej reszty jej fachu nie jest takie trudne.

nermal : :
gru 26 2004 nic na siłę (96)
Komentarze: 5

Śniegu nie ma i wcale się nie zapowiada, żeby miał być. Co z tego, że 3 ratraki, 9 oświetlonych stoków, 2 wyciągi dla dzieci (czytaj dla mnie) po 100 m z minimalną różnicą poziomów? Do tego, czuję przyjemne podekscytowanie przed wyjazdem, co nie wróży nic dobrego. Najlepsze imprezy mam wtedy, jak jestem nastawiona na "nie", a teraz zdecydowanie tak nie jest, co niechybnie może oznaczać... ehhh, a może niekoniecznie???

Cytrynówka się przegryza, choć moja wścibska Mama, notabene chemik zakłóca jej czasem spokój. Chociaż z jednym miała rację. Wiedziała, że rozpuszczjacy się cukier nie zmniejsza aż tak objętości, jak ja myślałam, chcąc wszystko zmieścic w naczyniu, w którym i tak się nie zmieściło. Nigdy nie byłam dobra w te klocki. Co innego konsumpcja, hehe.

Co jakiś czas słyszę jakieś złote rady i czuję się jak w czwartej klasie, kiedy na kolonie jechałam. No dobra, wtedy nie mówili, że mam pijana na stok nie chodzić, bo mam tendencje do kontuzji. Chociaż gdyby mówili wtedy, to bym teraz na pierwszym miejscu rzeczy do spakowania nie umieściła może wódki, tylko np. zapasową czapkę.

Święta minęły zadzwyczaj szybko i całe szczęście, bo od kilku lat miewam małe załamki i z każdym kolejnym rokiem przybywa powodów do zmartwień. Lista pustych miejsc przy stole już od dawna jest dużo dłuższa niż tych zajętych.

MB spędził Święta na cmentarzu i sama świadomość tego doprowadziła mnie do płaczu parę razy. Strasznie bezradna się czułam, bo chciałam mu jakoś pomóc. Okazało się jednak, że to właśnie ja jako jedyna zachowałam się tak jakby sobie tego życzył. Zaprosiłam go na Święta do siebie w najbardziej nieoczekiwany i miły sposób i na dododatek nie zmuszałam go do przyjęcia zaproszenia, tylko uszanowałam jego wybór, w przeciwieństwie do wszystkich, którzy próbowali uszczęśliwiać go na siłę.

Znowu usłyszałam od niego parę miłych, zbyt miłych, rzeczy. Jak ja bym chciała, żeby temu człowiekowi było choć trochę lepiej na tym świecie. I może, żeby nie tył już więcej. Przyrost 25 kilo od czasów kiedy się poznaliśmy, a było to ponad 4 lata temu, robi na mnie wystarczające wrażenie.

nermal : :
gru 21 2004 odwiedzalność mi spadła (95)
Komentarze: 2

Że żyjemy w "cywilizacji kupna i sprzedaży", jak mawia Miłosz, wiadomo nie od dziś, ale przed świętami stadnie staramy się to udowodnić. Ja bojkotuję całe to szaleństwo. Prezenty zaczęłam kupować w październiku i to było zdecydowanie genialne posunięcie. Nie mam co prawda nic dla Mamy jeszcze, ale dla niej prezenty kupię zdala od galerii i hipermarketów. A co! Inni też muszą zarobić...

Obżatra jestem, a do właściwego obżarstwa jeszcze kupa czasu, ale moja Mama jest na legalnych wagarach, więc jem obiady z pięciu dań z deserem, królewskie śniadanka i inne takie paczki świąteczne, które do mnie przyszły z pssst /cenzura/ światowego lidera branży FMCG.

Żyję na huśtawce. Euforyczny nastrój przeplata się z niewiarygodną chujnią. Oj brzydkie słowo chyba... Nieważne. W poniedziałek pasmo małych sukcesów zakończyłam chwilowym dołem, który sama sobie wkręciłam, jak się we wtorek okazało. Wtorek - jak to przed egzaminem, bezproduktywnie zajmowałam się sprawami o nieokreślonym piorytecie, byle tylko nie zajrzeć do dulalnej metody simpleks z nieograniczoną funkcją celu, lub podziału i cięć w programowaniu całkowitoliczbowym.

Nie dajcie sie zwieść. To się wszystko tylko tak dumnie nazywa, ale jest łatwiejsze niż cokolwiek innego na tych studiach. Tylko czemu nie mogę tego pisać z książką? Znowu egzamin, na którym wygrają mniej leniwi i z lepsza pamięcią, a nie Ci co naprawdę wiedzą, co się na zajęciach dzieje. Nawet opisu na gadu walnąć adekwatnego nie mogę, bo koleś ma mój numer.

Klemens mnie coraz bardziej nakręca do napisania czegoś wiekszego o moim dzieciństwie. "Nermal story - komedia w kilku aktach. Wszystkie wydarzenia przypadkowe, ale podobieństwo do osób i miejsc całkowicie zamierzone".

Dopisane 1:45 a.m. (w środę niestety już)

Za 9 godzin egzamin, a ja nie mogę przestać myśleć o jednym. Parę dni temu wykrystalizowało mi się jedno marzenie, a właściwie dopiero narodziło. Może siedziało we mnie od zawsze, tylko było z półki lotu w kosmos, a teraz uświadomiłam sobie, że to raczej półka tych marzeń, które jak zapiszemy i nadamy im deadline'y stanie się celem, a nie nierealną mrzonką. Nie będę się wdawać w szczegóły na razie, ale coś czuję, że po Nowym Roku wszystko zostanie podporządkowane jednemu. Hof napisała, że w marzeniach najważniejsze jest to, żeby je mieć. To bardzo mądra dziewczyna. Nieważne, czy je spełnię, ale sam fakt podążania w jego kierunku sprawia, że oczy mi się świecą, a podekscytowanie dramatycznie rośnie. O ja!!!

nermal : :
gru 20 2004 Elvis żyje (94)
Komentarze: 2

Kostkę w sobotę skręciłam. W miarę niegroźnie, obrzęk mam mały. Tzn mały, jak na moje od kilku lat kwalifikujace się na stół operecyjny stawy skokowe. Czy każdy kto uprawiał kiedyś sport bardziej niż rekreacyjnie, żeby nie powiedzieć wyczynowo zmaga się potem z takimi pamiątkami??

Stało się to przy niewyspaniu po piątkowym pijaństwie. Mój ojciec zawsze w takich sytuacjach widzi prosty związek przyczynowo-skutkowy, ja nadal uważam, że to przypadek, że absolutnie każda moja kontuzja zdarza się przy nie do końca zregenerownym organiźmie. Zresztą jak ma być zregenerwoany jak piję właściwie codziennie. Piwo w każdy dzień, kiedy jestem na uczelni, a mocniej od czwartku do niedzieli. Czy jestem z tego dumna? Nie ma z czego. Czy zaczyna mnie to martwić? Chyba powinno. Na razie martwi mnie to, że picie powoduje szybki odpływ gotówki.

Najboleśniej to odczułam w sobotę, a raczej w niedzielę jak zobaczyłam ile kasy mi zostało. Wzięłam zdecydowanie za dużo kasy i z Dżastą zrobiłyśmy sobie ostry karnawał. Z małymi przerwami muza genialna, szczególnie prawie półgodzinna solówka DJ'a. DJ'a który sam w sobie dupkiem jest i chamem okropnym, ale przyznac mu muszę, że tak jak wtedy to nie odpłynęłam chyba jeszcze nigdy. Balowałyśmy prawie do samego zamknięcia, co generalnie zdarza się tylko w DoranCity, a tu sporadycznie bardzo.

I był tez sobowtór Elvisa. Autentycznie.

PS Nauczyłam się, że korzystanie z KFD nie boli, że jak coś się wydarzyło niefajnego Tobie na kompie, to prawdopodobieństwo, że ktoś inny też to miał jest wysokie i że jest ktoś kto umie to naprawić i co najważniejsze odpisze też nienajgorsze. Szczególnie jak sie napisze posta zgodnie z instrukcją. Polecam.

nermal : :
gru 16 2004 syf i klątwa (93)
Komentarze: 2

Spodnie kupione, narty zresztą też. Śniegu nie ma. Jak nie będzie do Sylwestra to i tak całą winę zrzucę na o_t_e, bo pewnie zaklęła coś tam na górze za te mandarynki ;-). A narty mam od kumpla za flaszkę. Mam nadzieję, że choć w minimalnym stopniu nadają się do jakiejkolwiek jazdy.

 

Filharmonia ruszyła, nic nie odpadło, ani się nie potłukło. Strasznie jestem ciekawa nowej sali, bo ponoć akustyka jedna z lepszych w Europie. Dobra, to opinie internautów, więc trudno stwierdzić, czy w ogóle tam byli. Jeśli wygraliście ostatnio bilet do filharmonii, albo ktoś Was takowym na siłę uszczęśliwił, to ja chętnie mogę pełnić rolę wybawcy.

 

A propos wygrywania, to mam dobrą passę ostatnio. Po wygranej koszulce (tam gdzie wysłałam 10 maili, a co 10 wygrywał) były bilety na JazzJuniors, na które nie pojechałam, bo dosyć późno się zorientowałam, że to w Krakowie, a nie w Wawie. A przy okazji mój poprzedni ex tam się produkował, więc, żeby nie było, że się zadaję z byle kim. No a teraz wygrałam, buahaaa „Dziennik Bridget Jones 2”. Konkurs był na fajną notkę, więc wkleiłam im pierwszy lepszy (jak widać lepszy) fragment bloga i proszę...

 

Dobra passa do wygrywania zastopowała dobrą passę filmów. „Po drugiej stronie łóżka” to kicz jakich mało... Nawet za 5 złotych nie polecam. Nie to żebym się źle bawiła, bo zaśmiewałam się do łez, ale równie dobrze można by się było rozpłakać.

 

Z domowego podwórka, format stał się koniecznością, bo pewne syfy są jednak nie do wyrzucenia moimi domowymi sposobami. Tylko jakoś nie widzi mi się za to zabierać. Nie to żebym nie umiała, ale może jacyś chętni?? Do tego jakiś inny syf powoduje zamykanie okien. Właściwie to tylko Notatnik mi się zamyka bez uprzedzenia i oczywiście bez zapisania danych. Boleśnie to odczułam, bo porządkowałam tony danych dla potrzeb wielce skomplikowanego pakietu ekonometrycznego G (ale to brzmi dumnie, ci co mieli przyjemność pewnie leżą już ze śmiechu) i chuj bombki strzelił. Nie mówiąc o pisanej wcześniej notce. Ehhh...

 

Na browarka idę. I on też ma imię na M. Przypadek?? Klątwa?? Ehhh...

nermal : :