Archiwum 08 listopada 2005


lis 08 2005 dzień konia (171)
Komentarze: 0

Jeśli jaki poniedziałek, taki cały tydzień, to zapowiada się 6 dni dobrej passy. Szara, brudna i betonowa Warszawa odwiedzona, żeby nie powiedziec ZDOBYTA. Testy przeszłam, ale chyba cudem jakimś. Nie jestem z tych przesadnie skromnych, ale po oddaniu dwóch pierwszych grzecznie spakowałam torebkę, bo myslałam, że nie usłysze mojego nazwiska wśród tych co mają zostać na języki. Miasta już powoli nienawidzę, choć jeszcze takich etepów rekrutacji będzie ze dwa i wcale nie jest powiedziane, że zawitam na dłużej. Porządnie, szybko, tanio i w normalnych warunkach w centrum zjeść sie nie da, a jeśli się da, to może niech mnie stali bywalcy uświadomią.

Ale to nie koniec przyjemności. Tour de bar owocne. Planowałyśmy lecieć po kolei z drinami po karcie, ale panu barmanowi widocznie było to nie w smak wiec po 3 ostentacyjnie wyszlysmy. Uwielbiam taką typowo polską i zorientowaną na klienta, żeby nie powiedzieć gościa obsługę. Wystawa, a właściwie pokaz slajdów "Zaminowana Kambodża" zrobiła na mnie wrażenie na maxa (zeby nie bylo ze sie czasem nie odchamiam), szczególnie, że wygrałam torbę gadżetów od sponsora. Potem jak poszłyśmy się nażreć przed snem, co by ciałko w tłuszczyk przed zima obrastało, Gośce wpadła mucha do piwa a zazwyczaj takie szczęście mam ja.

Powinnam była jeszcze w totka zagrać, ale przecież przez resztę tygodnia też musi się cos dziać.

nermal : :