Archiwum 11 października 2005


paź 11 2005 N.Y.C by night (165)
Komentarze: 4

Z paskundym katarem i bolacym gardlem po dlugim weekendzie z okazji Columbus Day, obzeram sie polskimi "Michalkami" (z Greenpointu... tam jest wszystko czego polska dusza zapragnie) mnozac pryszcze na twarzy (jak ja sie pokaze w Polsce po tej hAmeryce?!?!?!), nie zrazona brakiem komentarzy z Waszej strony tworze kolejna notke, co by papierowe wydanie mojego bloga bardziej pokazne bylo... Wlasciwie zwiedzilam juz wszystko co bylo do zwiedzenia nie wstajac od komputera. Wszystko wiem, wiekszosc rzeczy widzialam od zewnatrz i od srodka. Nawet widzialam to, czego golym okiem zobaczyc sie na zywo nie da, wiec po co ja mam na to zimno z rana wychodzic? Rozwarzalam wycieczke sladami serialu "Sex and the City", ale zostawie sobie te przyjemnosc jak tu przyjade w bardziej babskim gronie i kto wie moze niczym Carrie zakupie buty w Jimmie Choo, wypije Cosmopolitana i zjem Mirandowe ciastko. teraz klade sie spac, bo z worami pod oczami moge nie oczarowac na tyle mojego przewodnika, zeby placil za mnie caly dzien, a w planach jest chinskie z papierowych kwadratowych pudelek, homar z Red Lobstera zapewne, galony kawy w wielkich plastikowych kubkach z dziurka w wieczku (ktora notabene nie zapobiega polaniu sie) i mam nadzieje, ze na tym sie nie skonczy...

nermal : :
paź 11 2005 (parszywa) trzynastka... (164)
Komentarze: 2

Na blogach przyjaciol w pazdzierniku pustka, ale wybacze im... Ze pustka w komorce i skrzynce mailowej to juz gorzej... chyba focha jakiegos strzele. 

Ostatni weekend jak wiekszosc Amerykanow spedzilam poza miastem (jakby to zadupie na Long Island na ktorym rezyduje nie bylo wystarczajaco POZA). Wypad specyficzny bardzo. Widoki przepiekne, itp itd ale zabawa w towarzystwie Polonii jest irytujaca momentami. W ramach jaj wzielam slub zydowski z Piotrem (syn Polaka), co jakbysmy sie uparli takimi jajami by nie bylo, bo swiadkow bylo szesciu i w Stanach to sie kwalifikuje niemal do zalegalizowania, co oznacza ze dostalabym papiery. Cool. Tylko konsumpcja skonczyla sie na konsumpcji wedzonych wegorzy i kawioru z Alaski (jakos nie przepadam).

Dobra, pieprze trzy po trzy, do napisania mam tyle rzeczy ze az z tego wszystkiego pisze o niczym. Wracam trzynastego o trzystastej, bo licze ze samolot bedzie pusty wtedy i zajme dwa miejsca i bede miala co z nogami zrobic i ze snackow beda wiecej dawac. 

A jak juz mnie spotkacie, albo maila wystosujecie, to kategorycznie odmawiam zadawania mi pytan "Jak bylo w Stanach?" bo bede odpowiedala, ze OK i rozmowa sie skonczy. Konkretnie odpowiedam tylko na konkretne pytania...

nermal : :