Archiwum 06 czerwca 2005


cze 06 2005 Nunc est bibendum... (147)
Komentarze: 9

... co w wolnym tłumaczeniu oznacza "teraz pijmy". To była zdecydowanie impreza jakiej nie przeżył nikt... Wszystko zaczęło się u mnie wielce kulturalnie przy wódce i chipsach. Męska część mogłaby mieć jakieś zastrzeżenia co do doboru tematyki, ale mam nadzieję, że gadki o rowkach, nowych technologiach przy produkcji aplikatorów i samonośnych pończochach, rekompensowałam dotrzymywaniem tempa w piciu.

Potem szybki teleport na żenująco badziewne juwenalia Wyższej Szkoły Huje_mujE. Niestety nie przywdziałam koszulki z napisem "Ja tu nie studiuję", bo do ostatniej chwili liczyłam, że moja noga wcale tam nie postanie. Straciłam jedyny porywający moment wieczoru w postaci lejących się po mordach wyrostków w duchu sportu a jakże, a może i nawet w imię jakiś wyższych filozofii MUAY THAI [młaj taj], czy innego HWARANGDO.

Potem jedna i druga zmiana lokalizacji, by wylądowac na jedzeniu w powiększonym ku mojej uciesze Kebabie. Zachciało mi się sesji zdjęciowej z toalecie. Rano seria z lustrem, która wydawała mi się wielce artystyczna nocą jakoś dzwinie straciła jakikolwiek sens. Oczywiscie zdjęcia z rekwizytem też musiały być, więc fotografowałam się z papierosem, który w wyniku nieobchodzenia się z takim przedmiotem na codzień ani od święta upadł mi kilkakrotnie. Nawet udało mi sie nikogo nie podpalić. Kaśka wielkodusznie w geście solidarności z pracownikami niższego szczebla w gastronomii postanowiła dać 30% napiwek.

Droga powrotnia to teatr jednego aktora, bo chyba ja miałam największa głupawkę i plakat w wystawie był dla mnie wymarzonym obiektem do zrobienia sobie foty. Jestem dumna z sesji z krzakiem (wbrew pozorom nie rzygałam w żaden z nich, tylko to był taki zamysł artystyczny).

W domu zaczęły się schody. Komputer obsłużyłam bez problemu, ale spakowanie się do łóżka bez opakowania przerosło mnie i z pomocą przyszła dopiero nad ranem mama, która o dziwo z ojcem wróciła bardzo kulturalnie z pikniku farmaceutów.

Alternatywna relacja na stronie Monique. Szkoda, że jeszcze Kaśka nie pisze bloga, wtedy jest szansa, że powstałby pełen obraz tamtego pamiętnego wieczoru. Acha, w domu skręciłam jeszcze kostkę, bo moja podłoga nie chciała współpracować.

nermal : :