Archiwum 15 marca 2005


mar 15 2005 breja (122)
Komentarze: 3

Jak to wszystko zacznie topnieć, to będę z domu na szczudłach wychodzić. Już teraz jest po kostki syfu. Wiedziałam, że tak będzie. Że wrócę do miasta, które wyda mi się jeszcze brzydsze i bardziej kapiące niż jest w rzeczywistości. To duży kontrast dla oczu po weekendzie w domku zakopanym w śnieg do pierwszego piętra. Pięknie było. Tego mi było trzeba. W pełni zasłużone chwile beztroski, szaleństwa, zabawy, ciszy, zapomnienia. Tego było trzeba nam wszystkim. Zasłużyliśmy. A co!

Nadal nie lubię się z wyciągami, bo mam potem siniaki we wszystkich kolorach tęczy. Wiem, że jazda na kreche po 2 metrowym puchu jest zupełnie bezpieczna dopóki człowiek się nie zatrzyma i nie zapadnie razem z nartami do pasa. Wyjść wtedy mozna tylko siłą woli, bo ręka z kijkiem nie znajduje dna, a im więcej się człokiwek rusza, tym głębiej jest w śniegu. W puchu mieliśmy pod dostakiem i gdyby nie fakt, że jednak nie zawsze jest z górki to nart możnaby nie ściągać. Generalnie niewykluczone, że weekend majowy spędzę równie na biało, bo normalnie snieg w Zieleńcu jest do kwietnia, ale w tym roku nic nie jest normalnie. A juz na pewno nie z pogodą. 

Ogólnie pierwszy wyjazd, z którego wróciłam ze wszystkimi skarpetkami do pary, ale par kilku brakuje. Wspólne suszenie się na kaloryferze integruje, ale skarpetki trzeba mieć jednak w misie lub inne baranki, żeby chłopaków nie kusiło.

A na deser http://strony.aster.pl/amanek/yo.wmv obowiązkowo!!

nermal : :