Archiwum 30 stycznia 2005


sty 30 2005 ex??? extra życie mam (110)
Komentarze: 7

Powinnam się poryczeć, trzasnąć drzwiami, wezwać taksówkę i odjechać. Wykasować jego numer z gg, z komórki, z pamięci... Ale nie...

Spędziliśmy z K. piękny wieczór, a do tego ja byłam piękna i czułam się piękna. W tak pięknym stylu zakończyliśmy najpiękniejszy miesiąc mojego życia. Miesiąc, który był dobry nie tylko z jego powodu, po prostu był dobry z miliona różnych małych wzgledów, które dały taki a nie inny całokształt. A on był tylko i aż kropką nad "i".

Nie potrafię pisać o nim w czasie przeszłym, wiem, że nie będę się umiała z nim przyjaźnić. Ale nadal mam uśmiech na twarzy. Może on zniknie, jak do mnie dotrze, że to jest koniec. Koniec czegoś co się nawet nie zaczęło, co nie miało prawa się zacząć. Koniec czegoś, czego nigdy wcześniej nie przeżyłam i nie wiem, czy przeżyję kiedykolwiek. Nikt nie wie co to było, bo nie potrafię o tym nikomu opowiedzieć. Każdy zna tylko jakieś mało znaczące szczegóły. I nie zamierzam już nikomu niczego tłumaczyć...

Byłam szczęśliwa. Jestem szczęśliwa. Chore?? Cudowne... Tak, cudowne to moje życie. Trochę tylko porąbane.

P.S.

Tylko dlaczego nieprzypadkowo i z premedytacją nie powiedzieliśmy sobie "Do widzenia" tylko "Do zobaczenia"? No kurde dlaczego??

nermal : :
sty 30 2005 fell like i'm seventeen again (109)
Komentarze: 7

Jakby ktoś mnie zapytał, czego bym chciała od życia, to bym powiedziała, że świętego spokoju. Prawda. Teraz mam wszystko oprócz świętego spokoju i jest mi z tym całym młynkiem tak dobrze. Też prawda. Czy to oznacza, że sama nie wiem czego chcę??

W sumie by mnie zdziwiło gdyby tak było. W każdym razie zabrakło w tym tygodniu czasu na sen, na zebranie myśli, na odpoczynek, na książkę. A parę tytułów zerka na mnie z półki... to te z serii Do_przeczytania_w_wolnej_chwili, mam nadzieje, że to nie oznacza odłożenia na wieczne nigdy.

Ale po kolei.

Nd.: Powrót Rodziców i jak można się było tego spodziewać sielska atmosfera. Lodówka pełna piwa i serów, a zawsze myślałam że sery to się z Francji przywozi. Wcześniej pogaduchy u Mony w krainie wiecznej zimy, dzieki czemu pan K. został pokazany szerszemu gronu, bo włączyła mu się lampka Troskliwe Misie i oszczędził mi powrotu do domu MPK.

Pon.: rachunek zysków i strat, ustalanie wyniku finansowego. Uczyłam się do egzaminu. Z radością. Niebywałe...

Wt.: j.w. przy czym K., jako Wujek Dobra Rada postanowił rozszerzyc moje horyzonty i rozwikłał zawiłe dotąd kwestie zmiany stanu produków i rozliczenia międzyokresowego kosztów. A że był po egzaminie, moi Rodzice obejrzeli go sobie w garniaku. Nocą zlot czarownic, czyli moją wiedzę przelewałam na 3 pozostałe laski. Nie wiem ile one się ode mnie dowiedziały w kwestiach czysto naukowych, ale ja wyśmiałam się za wszytkie czasy. No i Karola ma taaaaaaaaaką wannę.

Śr.: rzeczony egzamin. Wyszłam zadowolona. Browar na czczo nie pomógł zapewne moim nie do końca zidentyfikowanym kłopotom z żołądkiem, wrzodami czy to z czym ja mam kłopoty. W międzyczasie odcięłam sobie kawałek palca i spac poszłam, bo kiedyś wkońcu trzeba było. "Upiór w operze" o 21 to byl dobry plan bo kino było prawie nasze i mogliśmy bez krępacji komentować na bieżąco nie wychodząc przy tym na buraków. Studencka sroda w "Biblio" trwała do w pół do trzeciej, aż barman zasugerował, że pora zmienić lokal. Tiaaa. Nie wiem, jak przebiegał nasz schemat myślowy, ale wylądowaliśmy w Cytrynie na seansie na życzenie ze śniadaniem. Wiem za to kto film wybierał i wiem juz także że kino skandynawskie jest fajne o czwartej, ale nie rano!!! Przespaliśmy się wygodnie, bo dialogów za dużo nie było, nie wspominając juz o jakiejkolwiek akcji i załamała się czaso-przestrzeń... Wpadłam do domu na godzinę i na łyżwy pojechaliśmy. Jakby się dokładniej przyjrzeć to można by powiedzieć, że studiujemy fimoznastwo i AWF. No całkiem przyjemne studia...

Czw.: jakiś bezpłciowy był

Pt.: Nieoczekiwanie szybko pojawiły się wyniki z rachunkowości. CZTERY. Słownie DOBRY. Pojawiło się uczucie nieznane mi dotąd na studiach: satysfakcja. Nigdy nie przywiązywałam wagi do tego, co jest w indeksie pod warunkiem, że przybliżało to moje triumfalne wkroczenie do pani z dziekanatu i zdobycie kolejnego stempla w legitymacji. A że sesja nie sjesta i pić trzeba wieczorem oblewałam swój sukces na socjoparty. Browar się lał strumieniami, ale głównie dosłownie, bo zostałam oblana z przodu, z tyłu i w ogóle. Nie wiem, co się działo potem, bo ulotniłam się przy pierwszej zmianie lokalu. A że kumpla spotkałam to plan pójscia wczesnie spać po raz kolejny nie wypalił.

Sob.: pomijając kosza i wojnę domową uwieńczoną moim ostentacyjnym wyjściem z domu z trzaśnieciem drzwiami (jeszcze nigdy do tego nie doszło, ale nawet nikt nie próbował mnie zatrzymywać) to sobota upływała pod znakiem kapci, tony ciasteczek holenderskich, hektolitrów herbaty i masła orzechowego, które mi uszami wychodziło... Słodkie chwile...

Nd.: rodzice pojechali na rodzinny obiad, który pod pretekstem nauki postanowiłam sobie odpuscić. Ale... nadeszła wielkopomna chwila. Idę na takzwaną randkę i nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, ze zamierzam iść w spódniczce. W środku zimy to nawet mało szokujace... ale JA i spodniczka. Latem to OK i tak latam przez 8 godzin dzień w dzień na wpół naga, to spódniczka to pikuś. Ale co... Niech świat zobaczy moje boskie nogi... I niech sie komus zrobi ciepło na mój widok. W środku zimy :D

nermal : :