Archiwum 03 października 2004


paź 03 2004 Consuetudo est altera natura /CYCERON/ (55)...
Komentarze: 4

Pożarliśmy się na maxa, wyładowalismy stresy tygodnia na sobie nawzajem, bym mogła ostentacyjnie trzasnąć drzwiami od jego zielonej strzały. On ostantacyjnie odjechał pozornie nie oglądając się za siebie (chyba nie wie, że jak stoję na chodniku to widać, że patrzy się w lusterko i bynajmniej nie po to, żeby sprawdzić, czy samochód z tyłu nie jedzie). I to wszystko po to, by po godzinie na moim przedpotopowym wyświetlaczu pojawiło się "Mike" i żebysmy mogli zacząć rozmawiać ze sobą jak ludzie, śmiali się do łez, martwili o siebie nawzajem, jeździli po wszystkich dookoła łącznie z Rudą.
I to jest właśnie chore. Wielkiego kam beku z hepi endem z tego nie będzie, bo nawet jak ja bym zaryzykowała odgrzewaną kolację to MB jest na to za stary i za mądry, przyjaźnić ja się z nim nie potrafię, bo w każdym geście doszukuję się podtekstów i liczę na więcej, a rozstać się na Amen ani jedno ani drugie nie ma odwagi (zresztą za dużo wspólnych ślubów nas czeka). Więc na pytanie M!lli czy tak trudno się rozstać mówię "a no kurwa niełatwo... szczególnie, gdy przyzwyczajenie zaczyna rządzić człowiekiem".

nermal : :