Archiwum sierpień 2004, strona 1


sie 13 2004 alone in the dark (39)
Komentarze: 2

Posiadanie 184 wpisów w książce telefonicznej o niczym nie świadczy. Boleśnie sie o tym przekonuję. Jak ja wyjeżdżałam na wakacje, to wszyscy siedzieli na dupie, a jak już jestem na te pare dni, to wszystkich wywiało. Dobija mnie ta samotność. Dobija mnie deszcz, który pada od dwóch dni, chociaż jak było gorąco, to dobijała mnie 24-godzina darmowa sauna miejska. Dobija mnie to, że nie mam zjeść z kim śniadania, że muszę się napraszać o czyjąkolwiek obecność, że nie ma się kto posmiać z gołąbków, które ugotowałam, nie ma kto mi posmarować pleców. Za bardzo przywykłam do życia stadnego...

W dzisiejszy wieczór potowarzyszy mi mój kochanek pilot i powróce do niespełnionych marzeń, czyli przenoszę się do Aten... A z Otylią kiedyś wygrałam na zawodach :P

nermal : :
sie 13 2004 ciało (38)
Komentarze: 1

"Cialo puszczone w ruch raz, puszcza sie caly czas."

To prawo w Niechorzu działa zawsze i należałoby go zacząć uczyć od najmłodszych klas szkoły podstawowej na fizyce. Jak moja mama już zostanie ministrem edukacji narodowej, to jej o tym wspomnę. Wyzbyłam się złudzeń. Związki dwojga ludzi oparte na partnerstwie, zaufaniu i wierności to rzadkość i takie parki trzeba trzymać w rezerwatach (szkoda, że mnie z M. nikt w takim rezerwacie nie zamknął). Wakacje wakacjami i jeśli obie strony zgadzają sie na układ "sex only" to wszystko jest OK, ale... ahh szkoda gadać. Ogólnie straciłam szacunek do paru osób (Faja, Iva, Aga).

Szacunek straciłam też do M. i siebie zresztą też. Do M. za to niezdefiniowane coś co go jednak łączy z Rudą (przefarbowaną nota bene na czarno), a do siebie za sposób, w jaki się tego dowiedziałam.

A w ramach tego, że nie jestem przyzwyczajona do chodzenia spać przed 4 rano przeczytałam pierwsze notki z mojego bloga. Buahaaa... W maju kłopoty z M. zwalałam na Rudą. I słusznie... Akurat wtedy ich pożal sie boże romans miał zacząć kwitnąć... Z nieukrywaną satysfakcją ogłaszam wszem i wobec że Ruda jest kiepska w łóżku. I nie wiem tego bynajmniej z własnego doświadczenia, ale usłyszałam na własne uszy od samego zainteresowanego.

nermal : :
sie 12 2004 i'm back, i'm alive... (37)
Komentarze: 1

...czyli jak opowiedziec kolejne niezapomniane 1/8 roku mojego życia

(Zbierałam się do napisania tej notki ze 2 dni, aż dostałam komentarz Rajmunda...)

Aktalnie...

Siedzę w mieście i się duszę. Nie ma chłopaków, jest telewizor - zupełnie niepotrzebnie. Nie szumi morze, hałasuje wentylator od kompa. Nie ma os ani komarów, jest kurz. Wszystko jakies pojebane i inne niż na bazie. Pachnie, szklanki sie nie przyklejaja do obrusa (tak, mialam w tym roku obrus - woodoporny za całe 5 złotych, ale zawsze obrus).  Marzy mi sie powrot nad morze, albo wypad na morze. Chociaż 10 dni... spakowac w worek paszport, wytarte sztruksy, sztormiak... Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.

Wraz z wielkim powrotem nastały wielkie problemy (jak sie robi pranie w pralce? dlaczego w sklepie nie ma pasztetu z papryka? dlaczego do plaży jest 500 km?). Baby (M&M) na wywczasie, przynajmniej tak niepotwierdzone źródła donoszą. Starych też nie ma, więc rozważam możliwość zrobienia małej popijawy, co niewydaje się dobrym pomysłem biorąc pod uwagę, że przez ostatnie półtora miecha nie piłam tylko przez 2 dni.

Przez 2 dni...

Przeczytałam ponad tysiac maili, kupiłam bilety do Hannoveru, dostałam za wcześnie okres, nie rozpakowałam żadnej torby, kupiłam sobie spódniczkę i zrobiłam straszny bałagan w mieszkaniu.
Pierwszą spotkaną osobą (poza sąsiadką i panią ze sklepu obok, która pierwsze co zrobiła, jak mnie zobaczyła w progu, to wyjeła z lodówki maślankę... to było miłe) był Borys. Zaniosłam mu ulotki AIESEC'u do kina na Indian Masala Night w Cytrynie. Ale wypas... Szkoda, że Mony nie było, jakby zobaczyła Indie na wyciagniecie dłoni (z Siddsem i jego wypasionym zielonym sosem)... Ogólnie 170 zachwyconych osób, mimo kina bez klimy, filmu trwajacego 4 godziny (i drugiego z perspektywie) i braku krzeseł, chłonących Indie wszystkimi zmysłami robiło wrażenie. To się nazywa Learning Process.
Gadka z Borem o sprawach mniej lub bardziej intymnych poprawiła mi nastrój. Nastepny dzien zaczęłam o 14 kiedy zadzwonił telefon- 500 km róznicy a ja sie czuje jakbym przekroczyła ze 3 strefy czasowe. Kilka spotkań ze znajomymi, każde w sloncu i przy browarze i nie dotarłam na bye-bye party Sidds'a, a i mecz mnie jakos ominął. Dawno nie przechodziłam tak cięzko okresu, ale po dopuszczlanej dobowej dawce środków przeciwbólowych poddałam się i wróciłam do domu. Nie ma szans, żebym wstała na 6.30 na dworzec, żeby mu pomachać, ale naiwnie zegarek nastawiam.     

W najblizszej przyszłości...

Załatwię reszte urzędowych spraw, zrobie wypad z Majką do LaStrady, co by poszpanować moją iście hawajską opalenizną (która pewnie zejdzie zamin większośc zdąrzy ją obejrzeć, wiec muszę wystawiać na widok publiczny póki mogę), oddam AAR'a projektu i bazę firm (to mnie może nie wyrzuca z @). I z Mike'iem powinnismy sobie wreszcie oddać swoje rzeczy, bo ciągle na coś wpadam. Przygnębiająca perspektywa, bo to już raczej definitywny koniec końca. Chyba pora oduczyć sie na pytanie "Który Michał?" odpowiadać "No, mój Michał". No i pranie mnie czeka, bo nie moge sobie wiecznie kupować czegoś nowego, jak czyste się kończy...

I o Niechorzu może coś napiszę, bo poszczułam na poczatku, a znowu słowotok donikad zaprowiadził.

nermal : :