Najnowsze wpisy, strona 3


lis 08 2005 dzień konia (171)
Komentarze: 0

Jeśli jaki poniedziałek, taki cały tydzień, to zapowiada się 6 dni dobrej passy. Szara, brudna i betonowa Warszawa odwiedzona, żeby nie powiedziec ZDOBYTA. Testy przeszłam, ale chyba cudem jakimś. Nie jestem z tych przesadnie skromnych, ale po oddaniu dwóch pierwszych grzecznie spakowałam torebkę, bo myslałam, że nie usłysze mojego nazwiska wśród tych co mają zostać na języki. Miasta już powoli nienawidzę, choć jeszcze takich etepów rekrutacji będzie ze dwa i wcale nie jest powiedziane, że zawitam na dłużej. Porządnie, szybko, tanio i w normalnych warunkach w centrum zjeść sie nie da, a jeśli się da, to może niech mnie stali bywalcy uświadomią.

Ale to nie koniec przyjemności. Tour de bar owocne. Planowałyśmy lecieć po kolei z drinami po karcie, ale panu barmanowi widocznie było to nie w smak wiec po 3 ostentacyjnie wyszlysmy. Uwielbiam taką typowo polską i zorientowaną na klienta, żeby nie powiedzieć gościa obsługę. Wystawa, a właściwie pokaz slajdów "Zaminowana Kambodża" zrobiła na mnie wrażenie na maxa (zeby nie bylo ze sie czasem nie odchamiam), szczególnie, że wygrałam torbę gadżetów od sponsora. Potem jak poszłyśmy się nażreć przed snem, co by ciałko w tłuszczyk przed zima obrastało, Gośce wpadła mucha do piwa a zazwyczaj takie szczęście mam ja.

Powinnam była jeszcze w totka zagrać, ale przecież przez resztę tygodnia też musi się cos dziać.

nermal : :
lis 05 2005 niech mnie ktoś kopnie (170)
Komentarze: 5

O tym, że ostatnio moje życie jest jakieś nijakie świadczy ilość komentarzy na blogu, albo moja nieumiejętność zainteresowania potencjalnego czytelnika. Wyjście na powakacyjne wreszcie piwo z Moną skończyło się na gadkach o pracy główie. Ratunku!!! Opamiętałyśmy się w porę co prawda, ale mimo wszystko. Wysnułyśmy co prawda parę wniosków jak nie skapcieć totalnie, bo to nie czas jeszcze, ale przeraża mnie to. A że starzeję się okrutnie, to fakt niezaprzeczalny, bo po 3 zaledwie piwach obudziłam się z "prawie kacem". No i dym mi przeszkadza. Jeny...

nermal : :
lis 01 2005 zycie to je bajka (169)
Komentarze: 1

Że 22 urodziny ma sie tylko raz w zyciu, to wiedzialam juz wczesniej, ale nie wiedzialam, ze bede ten fakt swietowac 4 dni. Co prawda i tak sie dziwie, ze dostalam jakiekolwiek zyczenia od znajomych, bo totalnie zaniedbuje wszystkich dookola, ale sie przeciez nie rozerwe.

Posiadanie samochodu mialo dodac mi czasu, ale na razie regularnie odejmuje mi kasy z konta, bo to skarbonka jakich malo. Po ulicach jezdze jak pijany zając, doprowadzajac do szalu wszystkich ktorzy jezdza lepiej, czyli 90% wspoluzytkownikow drogi, ale zlewam to bezrugniecia okiem. Albo sie naucze, albo sie okaze ze rzeczywiscie przypadek ze mnie beznadziejny, choc licze ze jednak to pierwsze, szczegolnie ze w Wawie jezdzi sie jeszcze gorzej, a tam byc moze wybede na kwartal. A jak na kwartal to i pewnie na cale zycie, co w sumie byloby prawie spelnieniem marzen o pozostaniu w Lodzi. A na pewno lepszym rozwiazaniem niz Kedzierzyn Kozle, ktory tez w planach nieco bardziej odleglych, ale nie mniej realnych jest.

Po nochach sni mi sie MB i to tak realnie, ze rano musze sie ciezko zastanawiac w jakich realiach zyje, ale za to na jawie kto inny mi w glowie (to chyba zajebiscie pozytywny objaw, choc pewie nic pozytywnego z tego nie wyjdzie). Chyba sie powinnam do jakiegos psychoanalityka wybrac, co albo mi wyrzuci z glowy kogo trzeba, albo mi wytlumaczy co sie w mojej glowie dzieje.

Jak przeczytalam te notke, to az niedobrze mi sie zrobilo, taka jakas flaczasto-oleista wyszla i za nic w swiecie nie oddaje, tego jak mi ostatnio fajnie w zyciu. Sielsko i beztrosko. W ramiona Orfeusza pijana padam regularnie, moj nocny kochanek chyba tez trzezwy nie jest bo sie za nic nie wysypiam. Ale ze zywie sie glownie winem, serami wszelkiej masci, oliwkami z migdalem, pieczonymi kasztanami i tortami, ew szarlotka z lodami, wiec akumulatory doladowane w sam raz. Nie wiem czy taka dieta sprzyja zdrowiu, ale na pewno pasuje do mojego typowo hedonistycznego podejscia do zycia ostatnio.  Koncze bo weny nie mam totalnie, a jutro od rana znowu ruszam do walki z wiatrakami, czego zapewne nie omieszkam opisac.  

nermal : :
paź 24 2005 welcome home (168)
Komentarze: 0

Świątek piątek czy jakikolwiek inny dzień tygodnia na uczelni oznacza nieuchronnie, że piwka napić się można a nawet trzeba, co uczyniliśmy. "Rozbiórka" już nas tak nie cieszy jak kiedyś. Zupełnie niepotrzebnie wstawili tam czerwony (!?!?!?!) stół do bilarda i okoliczne menelstwo z tego luksusu korzysta. Pora zmienić lokal.

Przy piwie poruszyliśmy jedynie słuszny temat w obliczu nadchodzącej zimy, jakim jest Sylwester i to, że pewnie spędzimy go w tym samym miejscu, co rok temu. W sumie nieważne gdzie, bo i tak będzie fajnie, ale wolałabym Zieleniec.

Wieczorem udając, że to wcale nie jest piątek, ubrana w moje oczojebne spodnie od dresu i ciepłą bluzę, zaczęłam sylumacje do zaległego projektu na uczelnię a na drugim ekranie zapuściłam "I kto to mówi". Całe szczęście mam jeszcze kilku czujnych znajomych i na wezwanie Gośki stawiłam się gotowa na poznawanie miejsc gdzie zjeść i co najważniejsze piwa napić się można. No i znalazłyśmy sobie lokal pod numerem 123. Karta zapowiadała się fajnie, obsługa kelnerska też ujdzie (czytaj: za bardzo nie było się do czego przyczepić, ale przez ostatnie 4 miechy przywykłam do "nieco" innego podejścia do klienta). Zamówiłam jak to ja mam w zwyczaju coś nietypowego i dostałam... rozmaśloną kupę jeża w oliwie z oliwek co to sosem cytrynowym być miała. Do tego jogurt czosnkowo-miętowy i jakieś pito-maco pieczywko. Jogurt był wyborem najtrafniejszym. Goska wybrała dużo lepiej, a dali jej tego tyle, że mimo że nie ruszyłam praktycznie mojego, najadłyśmy się obie i jeszcze zostało. Pamiętajcie: pastom z grillowanego bakłażana mówimy NIE.

Sobota rano tradycyjnie na koszykówce. Grałam nienajgorzej. Ciut gorzej skończyło się to dla mojej kostki, bo załatwiłam sobie przymusową przerwe od jakiejkolwiek aktywności ruchowej na najbliższe 3 tygodnie. Zerwana torebka stawowa nie przeszkodziała mi pójść na imprezę, sponierwierać się potem z Majkim na baletach przeokrutnie, wrócić z Futurysty pieszo do domu, zachaczając o Chinatown. Strat wielkich nie ma, jesli nie wspomnimy zgubionego swetra i dwukrotnego zwiększenia obwodu mojej kostki. Znieczulenie alkoholowe działało aż za dobrze i przegięłam chyba, ale zabawa była przednia.

Pobudka na rodzinną niedzielę była bezbolesna. "Tabletka imprezowa PRZED i PO" chyba działa , bo poprzedniej nocy piłam piwo, wino, szampana i wódkę. Niezbyt rozsądnie, ale musiałam wypróbować nowy nabytek rodziców do domowej apteczki. Po spełnieniu obywatelkskiego obowiązku, sielsko anielsko, złota polska jesień, itp. Porządki na moim ulubionym cmentarzu w Rossoszycy obserwowałam tylko z ławeczki i Tata porwał moje żółte grabki, które mam od dziecka i którymi zawsze grabię wokół grobów dziadków, pradziadków i prapradziadków, bo leżą pod wielkim dębem. Potem obowiązkowy obiad u cioci z pięciu dań, 2 deserów, kawek, herbatek i innych rytualnych ceremonii.

Tak piękny weekend popsuł mi tylko wieczór wyborczy, bo wygrał Kaczor, ale nie Donald niestety. Elektorat socjalny i wieś zwyciężyła nad zadowolonymi ze swojej sytuacji, mieszkańcami największych miast i ludzi z wyższym wykształceniem. Wytłumaczenie znajduję jedno. Musiało by do wyborów tych z trzech ostatnich grup pójść więcej, co było trudne, bo to ludzie, co biorą życie w swoje ręce i nie czekają na łaskę "z góry", są leniwi i jest ich zdecydowanie za mało... Ehhh. Zobaczymy za rok, co powiedzą sondaże poparcia i czy realne są te wszystkie mieszkania i inne obiecane gwiazdki z nieba, które przy obecnym wzroście gospodarczym są mglistą mżonką.

nermal : :
paź 20 2005 skreślić... (167)
Komentarze: 4

Uprzejmie informuję, że z dniem nie wiem nawet którym, mimo zdania wszystkich egzaminów, zaliczeniu wszystkich ćwiczeń i laboratoriów już we wczesnym czerwcu, zostałam skreślona z listy studentów UŁ, wydziału... itd. ze wszystkimi tego konsekwencjami, np. skreśleniem z listy seminaryjnej itd. Fajnie nie?

Co więcej, niefajne jest to, że spotkałam się z MB i chyba czas najwyższy powiedzieć sobie dość. To nie jest ten sam człowiek, w którym się zakochałam 5 lat temu. To nie jest nawet ten sam człowiek, z którym się rozstawałam niecale 2 lata temu. To jest gruba maruda, niezadowolona ze wszystkiego, niewierząca w siebie, choć myslę, albo po prostu bardzo chcę w to wierzyc, że to tylko taka maska, bo ludzie aż tak się nie zmieniają. Nadal potrafimy się razem śmiac do łez, choc może już nie tak często jak kiedyś, nadal czuję się przy nim dobrze i bezpiecznie, choć nie mam pewności czy on przy mnie też. Może ławiej mi by było go wykreslić z zycia gdyby nie fakt, że co niedzielę o świcie będziemy się widzieć na w pół nadzy. Z szansy widzenia mnie na wpół nagiej na pewno nie zrezygnuje Kos, więc może zazdrość?? Choc predzej MB odda pole bez walki, niestety...

Zimno jest nie do zniesienia. Kiedyś mi to tak nie przeszkadzało, choc może kiedyś nie zakładałam na spotkanie, na którym będą sami faceci (i jak stwierdziła moja przenikliwa Mama mój ex) prowokującej spódniczki i bluzki z dekoldem, tylko ciepłe spodnie i polar.

Jedynym skutecznym sposobem na to zimno jaki znam jest zrobic sobie wiosne w środku zimy, czyli zakochać się... A tu może mi pozostać jedynie sie upić...

nermal : :