Archiwum czerwiec 2005


cze 24 2005 you've got to pimp my... (154)
Komentarze: 4

Wlasnie zostalam oficjlanie odpicowana przez amerykanska jedyna sluszna i nawieksza organizacje ratownicza i przez rok mam prawo dzielnie stac na strazy bezpieczenstwa i porzadku kapiacych sie w kaluzach i mokrych dziurach wszelakiej masci. Zolty gwizdek dostalam. Nosze go obok mojego wypasionego i jedynego w swoim rodzaju rozowego Foxa, bo ten ichniejszy to tylko "Perelka" dla tych co wiedza o co chodzi. Zreszta zauwazylam ze to niezly szpan miec dwa gwizdki na raz przy sobie. Nie wiem czy nosza je w razie czego, jakby jeden nie zadzialal. To bardzo prawdopodobne, bo przecietny Amerykanin pewnie nie wie, ze gwizdek strumieniowy nie moze miec awarii a jak sie nosi oba na jednym sznurku, to i tak jak maja ginac to gina oba. Ale szpan to szpan. Trzeba sie wtapiac w tlum 200 wspolpracownikow. Widzieliscie w Polace basen co by zatrudnial 200 ratownikow? Jak tez nie, ale skoro mamy obsluzyc 1,500,000 gosci...

Acha, Amertkanie naprawde nie sciagaja od siebie na testach. Nawet jak kartka z odpowiedziami lezy 20 cm obok i wzroku nie trzeba w ogole kierowac gdzie indzej i nawet jak od tego ma zalezec czy dostana robote czy nie.

   

nermal : :
cze 21 2005 ABC mikrofalowki (153)
Komentarze: 2

A jednak bywam tu czesciej niz przypuszczlam. Po prostu w pokoju z komputerami sa najwygodniejsze krzesla, gromadzi sie najwiecej osob, ktore mozna spytac o cos waznego, np ile czasu sie gotuje wode na herbate w mikrofalowce. Wlasnie... Mikrofalowka, to cos czego w moim domu nigdy nie bylo i mam nadzieje ze nigdy nie bedzie. Dzis bylam zmuszona przyrzadzic w niej caly obiad dla 3 osob. Maklowicz by sie zalamal, o mojej mamie juz nie mowiac, ale zjadliwe bylo. Spagetti a'la pakiet oszczednosciowy.

Przepisy na tanie i dobre zarcie z mikrofalowki mile widziane (nermal@autograf.pl). Tylko uwaga, polowy produktow albo tu nie ma w stanie nieprzetworzonym z uzyciem masy konserwantow, albo kosztuja fortune (kafarior jedna sztuka $5.30... polecam) 

Jutro robimy ogloszenie w sprawie zrzuty na czajnik bezprzewodowy i patelnie.

nermal : :
cze 20 2005 welcome (152)
Komentarze: 1

Dolecialam, jestem, zyje. Bagaz nie zginal, NY mnie mnie przerosl, choc wrazenie robi, nie ma co. Bylam tam gdzie Godzilla chodzila i gdzie Man in Black, etc. Wszystko duze, duze domy, duze samochody, duze dupy laski maja (ogolnie to laskami ich nazwac nie mozna, ja uchodze za laske, a kto mnie widzial tez wie, ze wcale tak malo mnie nie ma)... Pisac bede malo, bo nie przyjechalam zyc tu kompem... Ogolnie dobrze ze komp jest.

Od jutra 3 dni szkolen. Mundurek juz mam :)

Nie moge sie doczekac wyprawy na Red Lobstery (loobstery? nigdy nie wiem). Jak zjem i mnie tki lobster od srodka nie podszczypie zdam relacje.

CU soon guys

nermal : :
cze 14 2005 Jak cie złapią za rękę powiedz, że to...
Komentarze: 5

Poniedziałkowe zaliczenie u Wiechy odbyło się. Nikt nikogo za rękę nie złapał, a niektórzy to nawet nie załapali, że były takie same pytania w 3 grupach, tylko inna kolejność. Że test wyboru wielokrotnego był, to wielkrotnie wybierałam losowo. Wyniki w samolocie, więc podanie o przedłużenie sesji piszę tak na wszelki, żeby mnie zaocznie nie skreślili, bo tak im się czasem zdarza losowo ku przestrodze.

Wtorek zakręcony na maxa. Finanse napisałam w 10 minut. Nie żebym tak obryta była, ale po pierwsze nie miałam więcej do napisania, po drugie w pokoju było gorąco, no i babka jest tak zakręcona, że i tak drugą kartkę pewnie by zgubiła. Florka i Majstra zaliczyłam (11. i 52. lokata). Pan starszy a'la Hausner dał mi z egzaminu 4,5. Gdybym się tego spodziewała, to bym mu oddała ten przetłumaczony artykuł, co ocenę o pół podwyższa, no i bym na Badaniach tak łatwo nie złożyła broni. Czy stypa była z zasięgu ręki okaże się jutro. Według prognoz sredniorocznych egzaminu nie bedzie, ale ja zastosowałam niezawodna metodę prognozowania, czyli Mona rzuciła monetą i wyszło że będzie. Poranek pokaże.

A że nie samą uczelnią człowiek żyje, wystawiłam wczoraj mojego przyjaciela na nie lada katusze, czyli wyciągnęłam go z domu na 5 minut do sklepu. Dobrze, że to nie był sklep z ciuchami, tylko polowaniena okulary, ale i tak na 5 miutach sie nie skończyło, no i nie jeden optyk został odwiedzony. Dobrze, że on mieszka w okularowym zagłębiu.

Udało nam się:
- nie pokłocić
- nie nawrzeszczeć na żadnego sprzedawcę, nawet w tym salonie, w którym nikt się nami nie zainteresował
- zjeść pysznego Magnuma, który ostatecznie niepysznym sie okazał (seria limitowana, jak widać objawia się tym, że zadowolenie z jej jedzenia jest skutecznie limitowane przez nikomu niepotrzebne czekoladowe wstawki. Od zawsze wiedziałam, że Bambino rulezz).
- znaleźć drugą po Wystawie Haftu Krzyżykowego atrakcję miasta Łodzi (jak będe miła dla Chandlera, to może fota bedzie)
- ustalić, że nie da się dla mnie kupić okularów, które tańczą, śpiewają, dobrze wygladają i wódka w nich dobrze wchodzi.

Niemniej nednak dwa ostatnie dni zaliczam do udanych, szczególnie że dziś stałam się jednak szczęśliwą posiadaczką nie tylko okularów, które mają oprawki w jedynej słusznej ratowniczej barwie, ale również gogli, czyli tego samego w wersji zimowej. A soczewki też mam takie co tańczą, śpiewają, gotuja, zamiatają, wycinają brzydkich ludzi z pola widzenia i filmy na nich mozna oglądać.

nermal : :
cze 13 2005 "Powietrze pachnie jak malinowa Mamba (150)...
Komentarze: 9

Nikt nie przeklina, nikt nie mówi karamba (...)"

W takim właśnie a nie innym klimacie sielanki upływał mi weekend. Piątkowe grupowe bye-bye party i sytuacja się powtarza, się powtarza, się powtarza, się powtarza. Jaka, to nieważne, choć nietrudno sie domyslić, ważne że chodzi o to, żeby było miło. A mój wyjazd nieco komplikuje, a może właśnie wyjaśnia pewne kwestie, albo chociaż odsuwa je na plan dalszy.

Walizka zakupiona, czyli jeden spędzacz snu z powiek z głowy. Agata się do niej mieści cała. Gdyby ważyła 32 kilo, choć pewnie nie waży dużo więcej, to bym ją wzięła zamiast ciuchów i byśmy zaoszczędziły na bilecie. Do tego wyuzdane jak na mnie bikini. Nawet góra ma opcję push-up'a z czego już od czasów zamieszkłej podstawówki, nigdy nie musiałam korzystać, ale może pora zacząć...

Sobota grillowa, ale nie byłabym sobą, gdybym nie odwaliła czegoś. Jako że dzień bez przygody to dzień stracony, to postanowiłam nie czytać maila od M.N. z instrukcją, gdzie w Aleksandrowie mam wysiąść i rozładować sobie po drodze komórkę radiem. Polecam. Pradziwa szkoła przetrwania, szczególnie jak się napotyka panie w Żabce, od których kupuje za ostanie pieniądze kartę tepsy tylko po to, żeby okazało się że w promieniu pokonowalnym pieszo są same budki Dialogu na monety o czym one oczywiście nie wiedzą. Używanie uroku osobistego i zagadywanie pani w cukierni, żeby dała mi jednak zadzwonić do ojca, który ma ustalic znajdując w moim bałaganie kalendarz sprzed roku 3 cyfry telefonu M.N. których akurat nie pamietam.

Ale ostatecznie mogłam sie nacieszyć niekończącym się mięskiem (na grillu niestety tylko), mogłam z dumą rozdawać przepisy na moje sosy, który znikały szybciej niż kiedykolwiek i ogólnie rozkoszować się ostatnimi chwilami w kraju piwem i niekolorową wódka płynacym...

A w mojej lodówce zamieszkała noga. Świńska noga. Wielka i pyszna, ale stosunkowo wolę, jak jedzenie nie przyponina łudząco swoja forma czasów, kiedy jeszcze mogło samo biegać.

PS. O Du the Dudek miało być, ale Chandler i tak na pewno już napisał dowcipniej, więc idźcie do niego

.
nermal : :